„Moją największą słabością jest niecierpliwość”, często mówią osoby na stanowiskach kierowniczych w trakcie rozmów kwalifikacyjnych. Geißler zachorował w wieku 5 lat na porażenie dziecięce. Przez 12 miesięcy był zmuszony do leżenia w łóżku, a później musiał podjąć od nowa naukę chodzenia. Swoboda jego poruszania się pozostała trwale ograniczona. Nigdy nie potrafił biec do autobusu, na każdą czynność musiał przeznaczyć więcej czasu niż jego rówieśnicy. Pewnego razu zadał sobie pytanie: co takiego potrafię robić lepiej niż inni?, po czym dostrzegł: mam sporo cierpliwości i jestem całkiem niezły w czekaniu.
Rozwijanie kultury tworzenia przerw
Wyhamowywanie to pojęcie, które nie jest przez Geißlera zbytnio lubiane. Albowiem my, ludzie, z pewnością lubimy czasem się rzeczywiście rozpędzić! W problem zamienia się to wyłącznie u tych osób, które potem nie podarują sobie przerwy. „Choroba z pośpiechu” stanowi według Geißlera główne utrapienie współczesności. Najlepsze antidotum: szczodrze odmierzane przerwy.
Życie bez zegarka
Geißler nigdy nie posiadał naręcznego zegarka. Nie godził się na podporządkowanie się dyktaturze czasomierza. Jego przepis na spokojne obchodzenie się z czasem: naturalny rytm zamiast mechanicznego taktu. Minuta, która jest dostosowana do naturalnego ludzkiego poczucia czasu, składa się czasem z 50, a czasem z 70 sekund.
Ograniczenie liczby terminów
Geißler umawia się, jeśli już w ogóle tak robi, na tylko jeden termin dziennie. W ten sposób, gdy oczekuje na gości, może im powiedzieć: „Przyjdźcie, kiedy zechcecie. I tak zawsze będziecie punktualni”. Czy potrafisz sobie przypomnieć, kiedy udało ci się coś takiego ostatnio powiedzieć? Słowo „termin” wywodzi się od łacińskiego „terminus”, czyli „cel”. W brzmiącym nierealistycznie ograniczeniu Geißlera do jednego terminu dziennie kryje się kuszący sposób postrzegania: ludzie traktują zazwyczaj dzień jako udany, gdy uda im się osiągnąć jeden cel (swój cel dzienny).
Wyznaczanie granic
W latach 70. pracownicy (na stanowiskach kierowniczych) redagowali przeciętnie 4 wiadomości na dzień, z reguły pod postacią listów. Dziś liczba ta wzrosła do 100 wiadomości! Tak skrajnie olbrzymia liczba jest możliwa dlatego, że wielu pracowników biurowych czyta i odpowiada na wiadomości nie tylko w miejscu pracy, ale również w drodze do oraz w domu.